2.05.2013

Worpswede 2013 - Biennale Sztuki i Filmu. Część II: Ludzie

Przy bezpośredniej organizacji takiego przedsięwzięcia pracuje (z obu stron) wielce pokaźna liczba ludzi. Jeszcze większą rzeszę tworzą Ci Bez Których Siły Oddziaływania Nic By Z Tego Nie Wyszło.
Ze strony niemieckiej niewątpliwie należy tu wymienić pana profesora Jürgena Haase i jego Wilhelm-Fraenger-Institut w Berlinie. To on był pomysłodawcą przedsięwzięcia, wprawdzie pierwotnie w odmiennym kształcie, niż końcowy uzyskany efekt, ale bez niego i bez podziwu godnej aktywności jego małżonki, pani Angeli Henkel urzeczywistnić by się Biennale nie dało.
Prof. Jürgen Haase
Angela Henkel
Ogromną pracę wykonał kierownik projektu Tom Aures, zajmujący się w zasadzie całością "czarnej roboty" w tle i trzymający krótko młodszych i równie sprawnych pomocników: studentów, wolontariuszy, pomocników.
Tom Aures
Biennale nie odbyłoby się bez wsparcia burmistrza Worpswede, Stefana Schwenke, który przekonać musiał licznych przeciwników w Radzie Gminy tego w takiej formie skonstruowanego przedsięwzięcia, w tym swojego zastępcę Jochena Semkena. Zresztą tego ostatniego nie przekonał: Jochen bardzo krytycznie wypowiadał się o niemieckiej części Biennale do końca jego trwania. Nie tylko on. Ale o tym napiszę w Podsumowaniu. 
Burmistrz gminy Worpswede Stefan Schwenke
Ogromną pracę wykonała pani Klaudia Krohn, pełnomocniczka ds. kultury. Nie sposób nie wspomnieć o Sonii Toeppe, konserwatorce dzieł sztuki, która przez bite 2 dni pisała protokoły odbioru naszych obrazów i innych wytworów artystycznych. 
Z pewnością pominąłem tu wiele osób (Martin Ulrich, Du verzeihst doch!), ale nie jest moim zadaniem tworzenie książki telefonicznej ze zdjęciami. Bowiem jest jeszcze jedna grupa, o której zapomnieć nie wolno: Właściciele lub Administratorzy muzeów i galerii sztuki w Worpswede. To oni udostępnili pomieszczenia, spełnili ostre (czasami absurdalne) warunki ekspozycyjne naszych muzeów, przyjęli nasze eksponaty z troską, a nas samych z niezwykłą serdecznością.
Szacunek i chapeau bas!

A przecież to dopiero niemiecka część wyliczanki. Po stronie polskiej zacząłbym od pana doktora Marka Prawdy, jeszcze w ubiegłym roku Ambasadora RP w Berlinie (obecnie Stałego Przedstawiciela RP w Brukseli), bez którego wydatnej pomocy, zagrzewania nas do "walki", starań zakulisowych – najpewniej w ogóle nie podjęlibyśmy się tego zadania, a z pewnością nie w tak rozległym zakresie.
Ambasada RP w Berlinie: tu spotkaliśmy się na śniadaniu z panem drem Markiem Prawdą
O ekipie Domu Carla i Gerharta Hauptmannów (i o moim udziale w projekcie) wspominałem w poprzednim wpisie. A przecież pomagała nam bardzo wydatnie także Teresa Kępowicz, autorka projektu wystawy o starych koloniach artystycznych, projektantka graficzna plansz, katalogów i ulotek. 
Nie sposób zapomnieć o ludziach z kolonii artystycznych w Zakopanem i Kazimierzu. Wspomagali nas w przygotowaniach, brali udział w samym Biennale: pani Julita Dembowska (Z), państwo Odorowscy (K). 

Pominąłem najpewniej wiele nazwisk, nie wymieniłem Grześka Sokolińskiego i Grześka Duni, burmistrzów Szklarskiej Poręby i Kazimierza Dolnego; radnych obu miast: nie wszystkich poznałem, nie ze wszystkimi byłem w kontakcie. Ale wszystkim serdecznie dziękuję!

Zastanawiałem się, czy wymieniać z imienia i nazwiska ewidentnych przeszkadzaczy. Znalazły się bowiem i takie osoby: bezinteresownie, w myśl zasady: "Po co robić coś, gdy można nic nie robić?", torpedujące nasze działania. I postanowiłem je pominąć, zachowując jednak ich nazwiska w zakamarkach mojej pamiętliwej mózgownicy. Co się odwlecze, to nie uciecze...

Zapraszam Bożkę Danielską i Przemka Wiatera do wpisywania w komentarzach nazwisk tych pomagających nam przy projekcie osób,  które w głównej części się nie pojawiły. Bo moja pamięć do nazwisk jest mi piętą achillesową. 

3 komentarze:

  1. Pomagaczy merytorycznych zbyt wielu nie było biorąc namiar na rozmiar przedsięwzięcia. Niemniej istotne było wsparcie duchowe kibiców -kolegów z Muzeum Karkonoskiego a także perfekcja mojej(!) załogi czyli załogi Domu Hauptmannów: Ani, Izy, Teresy, Joanny, Ryśka,Piotra i Pawła (skoczek), którzy błyskawicznie usuwali nam spod nóg wszelkie przeszkody, więc choć duchem bywaliśmy wyłączeni, muzeum funkcjonowało codziennie i sprawnie. Nie wspomnę o ich fizycznym udziale w wielokrotnym pakowaniu, rozpakowywaniu, noszeniu ciężarów i ciągłym sprzątaniu, przy zwykłym ruchu zwiedzających. Wspomnę też siłę oddziaływania naszego póetatowego Stefana, który w trakcie jazdy ze mną do i z Szklarkiejpodtrzymywał mnie na duchu i motywował do działania. M.

    OdpowiedzUsuń
  2. czemu właczyłeś sobie jakieś blokady i zatwierdzenia ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo spamu od cholery. Codziennie 8 - 9 bootów mi komentarze wciska. Stąd zabezpieczenia.

    OdpowiedzUsuń

Flagi

free counters