3.02.2013

Do bloga marsz!

Prawdą jest, że się pod względem blogowym zaniedbałem strasznie. Usprawiedliwień mógłbym napisać wiele, pewnie wszystkie byłby bardziej lub mniej "utrzymane w formule języka dyplomatycznego", czyli - byłyby po prostu nieszczere. 
Dwa powody nadmienię jednak, zupełnie niedyplomatyczne; przeciwnie - zupełnie szczere:
Po primo więc: zajmujemy się w zespole mikrym, ale jakże miłym, dość skutecznym (choć ostatnie ciosy, jakie na nas spadły mogą temu akurat twierdzeniu zadać kłam), no i przede wszystkim: gronie niezwykle kompetentnym pewnym zakrojonym szeroko (aż po Wisłę) projektem, który w kwietniu 2013 albo wybuchnie wspaniałą feerią barw, albo... spali na panewce (także w sposób wielce kolorowy). O tym więcej ani słowa, przyjdzie czas - będzie wpis. Teraz idę w zaparte - by tylko nie zapeszyć!
Po drugie (oczywiście też primo!): znalazłem się trochę w sytuacji jak z tego oto dowcipu. Otóż rodzina szczęśliwa dochowała się syna, lat 6; niestety niemowy. Lekarze, terapie, zachęty i groźby nie spowodowały u dziecka zmiany: od maleńkości cisza i milczenie. I oto pewnej niedzieli podczas obiadu, po dwóch pierwszych zaczerpniętych łyżkach zupy zupełnie zaskakująco dziecię rzekło: "Mamusiu, czy może mama podać mi sól?". Szok był tak wielki, że sztućce powypadały rodzicom z rąk, na twarzach odmalowała się radość przemieszana z zaskoczeniem bezgranicznym, aż w końcu ojciec wykrztusił: "Ja.. Jasiu, to ty... mówisz?! Dziecko, czego żeś się nie odzywało do tej pory?!". Jaś zaś ze stoickim spokojem: "Do tej pory wszystko było w porządku, to co miałem gadać...?". 
I jak ten Jaś czuję się w mojej Jeleniej Górze, w mojej podkarkonoskiej (podgórokaczawskiej) małej ojczyźnie. Pory roku mijają, złota polska jesień była, śnieg był, zniknął i znów się pojawił. Kultura wysoka obniżyła poziom, kultura niska zanikła prawie całkowicie. W polityce trynd niezmienny: rękami i działaniami (i brakiem jakichkolwiek realnych działań) swoich lokalnych polityków Platforma Obywatelska masakruje się sama, a PiS i inne michałki para-polityczne gonią w piętkę smoleńską; niedowład władz lokalnych, rozgrywki  personalne i szczerzenie się do obiektywów przestały mnie interesować. 
To co miałem się odzywać? Przecież wszystko jest uporządkowane! Niezmiennie. 

A jednak wracam. Bo coś bardzo miłego zaistniało w Muzeum Karkonoskim. Coś - odważę się to tak określić - wielkiego, gdy wziąć pod uwagę miarę naszego miasta, ograniczenia ekonomiczne, brak dostatecznych środków ze strony (za słowo przepraszam:) Organu Założycielskiego. I miło mi się zrobiło, gdym zobaczył w piątek, 1.02.2013 r., historię naszego miasta, naszego regionu, zaprezentowaną z dużym rozmachem w salach rzeczonego muzeum. To był dzień Wielkiego Otwarcia, dlatego "zobaczyłem" bliższe jest prawdy, niż "zwiedziłem". Na zwiedzanie opiekunowie poszczególnych działów zaprosili lud wiedzy spragniony w niedzielę, czyli dzisiaj. Byłem, a jakże - i o tym w kolejnym wpisie. A Państwu powiem jeszcze, że na wystawę udać się będę musiał po raz trzeci: gdy nie będzie już tłumów (a takie były i w piątek, i w niedzielę), gdy rzecz lekko okrzepnie, gdy wreszcie przeczytam grubaśny katalog wystawie towarzyszący. 

2 komentarze:

  1. no to witam w tym nowym roku 2013.... i prosze o posty :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam wersję inną z Jasiem - "Mamusiu podaj kompocik! (...) Bo zawsze był!"... A wystawa zacna jest.

    OdpowiedzUsuń

Flagi

free counters